Moi Drodzy
Zainspirowany tematem na Forum Jurajskim postanowiłem zrobić mały Off Top.
Jak byłem mały dziadek wieczorami opowiadał mi różne historie, czasem to były wspomnienia wojenne, a czasem dziwne historie opowiadane z pokolenia na pokolenie. Jedną z takich historii - legend była ta o "świeczniku" który szedł za ludźmi w nocy albo prowadził ich do domu.
Znacie też takie historie? Myślę, że warto by było się nimi podzielić tak aby nie odeszły one w zapomnienie..
Też słyszałem od mojej babci o chodzącym w nocy "świeczniku" prowadzącym rzekomo do domu, ale mój ojciec się śmiał się z tych strachów. Mówił, że ludzie brali świecące robaczki świętojańskie za tego świecznika. Wcześniej ich było dużo a obecnie ich jest coraz mniej.
ja się bałam panicznie UTOPKOW!!!! nie wolno sie było samemu zbliżać do rzeki bo tam były UTOPKI!!!
Nigdy bez dorosłych nie poszłam sama nad rzekę,staw czy coś podobnego!!!
Utopki zabierały(topiły) dzieci bez opieki albo ludzi pijanych.... Może wymyslono to aby dzieci nie miały ochoty same isc nad rzekę i bez opieki dorosłych kapać się??? nie wiem ale bylo to skuteczne!!!
a jak sie np. utopil jakiś pijaczek to mówiono,ze to kara i utopki go złapały......
pamietam tez opowieści mojej babci jak mówiła mi ,że nie wolno zostawiac pieluszek niemowlęcia na noc na dworze!!! trzeba je zebrac ze sznurka przed zachodem słońca!!!!!! nie wiem dlaczego,jaki to przesąd ale tak wtedy było!!!!
Wiem od mojej mamy, że w naszej rodzinie osobą, która opowiadała właśnie takie legendy była moja prababcia. Doskonale ją pamiętam, mimo że urodziła się w 1906 roku. Na świat przyszła w Mzykach par. Koziegłowy, zmarła w 2002 roku. Z opowieści wiem, że prababcia często wieczorami swoim wnukom opowiadała o utopcach, rusałkach czy zmorach. Wierzyła w to, o czym mówiła. Nie traktowała tego jak bajki. Wydaje mi się, że dla tamtego pokolenia wychowanego na wsi było to normalne i istniało w ludzkiej świadomości przez długie lata. Dziś powiedzielibyśmy- konsekwencja romantycznych wierzeń.
Pozdrawiam,
Przemek
The following user(s) said Thank You: Hanna Hofman-Polańska
W Kamienicy Polskiej nie było "utopków" były "hastermanki". Straszyli nimi nie tylko dziadkowie i rodzice. Ja szczególnie pamiętam przestrogi Kazimierza Kuśnierczyka naszego sąsiada.
Dopisuję - po latach - krótką uwagę. Mój tata w sposób niezwykły potrafił łączyć rzeczy wydawałoby się przeciwstawne: racjonalizm zwany mniej szumnie zdrowym rozsądkiem i dat konfabulacji z pogranicza baśni. Zahartowany przez życie (okupacja, powołanie do wojska w lutym 1945, służba wojskowa w batalionie samochodowym w Krakowie), twardo stąpający po ziemi, a w swych opowieściach niezrównany fantasta, romantyczny bajarz i kpiarz, nastraszyć potrafił jak nikt inny - sugestywnym , niemal aktorskim przekazem treści. Wielbiciel natury.