Taaaaaaa..... A szkoda
Weźmy na ten przykład pierwszy z brzegu, choćby ósmy tom tego słownika, w tym (małopolskim) źródle:
mbc.malopolska.pl/dlibra/docmetadata?id=...&QI=!${query.QueryId
}
Wyświetla nam się pięknie strona - coś w rodzaju karty biblitecznej.
Główna, prawa część ekranu, to podrobne opisanie dzieła - zaś lewą szpaltę tej strony zajmują różne, bardzo przydatne (zdać by się mogło) odsyłacze, a to:
Opis
Informacje
Struktura
Treść
Treść (nowe okno)
Pobierz
Wyniki wyszukiwania
Podobne wydania
Oooooo... a to ja bym chciał sobie zażyczyć (poczułem się jak gościu w restauracji przez wielkie "
R")
Podobne wydania, bo pewnie znajdę tam jakieś inne wydawnictwa tego samego rodzaju (np. z opisaniem krain, albo dziejów, albo rodów albo choćby przemysłu...czy innej gospodarki).
Klikam i zaszczycony zostaję czterema stronami wykazu propozycji, z których półtorej zajmuje rzeczony słownik, a pozostałe dzieła to (cytuję na wyrywki):
- Oświata Pozaszkolna. R. 2 (1922)
- Język Polski i Poradnik Językowy. R. 3 (1916)
- Wiadomości Literackie. R. 11 (1934)
- Przegląd Polityczny. R. 3 (1926)
Jak
słownik to
słownik i basta!
A że przy okazji
Przegląd Polityczny - toż przecie, panie, ten kto politykę przeglądał musiał wcześniej nauczyć się pisać ortograficznie, a to ani chybi czynił mając pod ręką też
słownik - tyle że ortograficzny.
Hmmm ... ale takiego
słownika tam nie ma!
Pewnie dlatego, by współczesnym opisywaczom rzeczywistości w głowach nie mącić (czego wszędzie, a w internecie w szczególności, skutki są aż nazbyt widoczne).
Inny przykład, wprawdzie z biblioteki innej niż Małopolska, ale też podległej
Federacji Bibliotek Internetowych:
Przypadkowo (poprzez Google) natrafiłem na atlas map geograficznych z XVIIIw. Bardzo mi przypadł do gustu, więc w wyszukiwarkę tejże internetowej biblioteki wpisałem
mapy (tak mi się, pewnie jeszcze ze szkoły, na myśl nasunęło).
Odpowiedź systemu: "
znalezionych obiektów: 0".
Ani jednej mapy? Ale przecież to... co przed chwileńką oglądałem... to nie są mapy?
Nie, bo to są
atlasy - o czym dowiedziałem się, gdy to słowo wpisałem w tę samą, ichnią wyszukiwarkę. Mało tego, znalazłem tam mnóstwo wspaniałych map (i luzem, i zgwoździowanych w
atlasy).
Widać dla cyfrowego bibliotekarza istotna jest nie treść ale forma, czyli nie zawartość ale kolor okładki.
Zapewne według tego samego kryterium w Bibliotece Małopolskiej wyszukiwane są
słowniki.
Teraz zastanawiam, gdzie popełniłem błąd:
- czy wtedy, gdym edukację rozpoczynał za czasów tow. Wiesława - a błąd polegał na tym, że byłem nazbyt wyrywny i nie poczekałem?
- czy teraz, gdy dobieram się do "dzieł" tfożonych pszes ludzióf krztałdzonych za fzpułdżezności?
Pewnie rozstrzygnięcie nie zapadnie, ale na osłodę przytoczę rozmówkę ze sklepu mięsnego z czasów rządów "towarzyszy", tu i ówdzie cytowaną anegdotycznie (i w gwarze śląskiej):
- Mocie mózek?
- Niyyy,
- To besto mocie taki gupi ryj
Pozdrawiam
Kazimierz
P.S. Napisałem to ku przestrodze wszelkich napalonych korzystaczy z bibliotek cyfrowych (i innych dzieł internetowych takoż) - a i z nadzieją (czyż nie ona matką Polaków?), że ktoś ze wspomnianej instytucji to przeczyta i może (znów nadzieja) poskrobie się w miejsce na włosy.