Tadeusz Piersiak, Gazeta Wyborcza, http://czestochowa.gazeta.pl/czestochowa/1,35271,10392640,Nie_trzeba_miec_przodkow_w_kontuszu.html

- Nawet zwykła wiejska rodzina zostawiła ślady w rozmaitych dokumentach. To szaraczkowie tworzyli historię - przekonuje Krystyna Szafert.

Początek września, sala w Rędzinach. W niej 76 osób z całej Polski. Łączy ich nazwisko Jałowiecki. Tak też nazywała się przed zamążpójściem Krystyna Szafert, organizatorka rodzinnego zlotu. Zresztą nie pierwszego. Dwa lata temu ściągnęła do Rędzin Szafertów. Była ich prawie setka. Obydwa spotkania są ukoronowaniem dziesięcioletnich poszukiwań genealogicznych częstochowianki.

Pan dał nazwisko, ale nic więcej

Jest szkolną higienistką, obecnie na rencie, mąż prowadzi ze wspólnikiem rzemieślniczy warsztat stolarsko-kowalski. W jej domu dużo mówiło się o rodzinnej historii. Ojciec Krystyny Szafert chętnie opowiadał o dziadkach i kuzynach. Jednak dopiero po jego śmierci córka ze smutkiem pomyślała: dlaczego nie zapisywałam tych opowieści. Zawsze kochała historię, chętnie uczyła się jej w szkole. Miała więc świadomość, jak łatwo utracić taki pokoleniowy przekaz. Ale żeby zająć się swoimi korzeniami musiała odchować dzieci, poczekać, aż się usamodzielnią. W efekcie dopiero dziesięć lat temu zaczęła stawiać pierwsze kroki po śladach przeszłości

- Z opowieści ojca wiedziałam, że w naszej rodzinie herbowych nie znajdę - mówi częstochowianka. - Chociaż podczas genealogicznych poszukiwań dotarłam do Jałowieckiego pieczętującego się herbem. Miał korzenie tam, gdzie my: na Kujawach. Wiadomo, jak to w historii bywało. Pan mógł spłodzić potomka z poddaną. Dał mu nazwisko, ale nic więcej.

Za punkt wyjścia miała opowieści ojca, które czasem jednak okazywały się czystą mitologią stworzoną przez zawodną pamięć.

- Najważniejsze jednak, że wiedziałam, gdzie szukać - mówi genealożka. - Ojciec był z Radostkowa w gminie Mykanów. Przed wojną dojeżdżał do Częstochowy do pracy w piekarni. Odnalazłam ślad tej piekarni: działała od 1900 roku do wojny, prowadziła ją rodziną Brodzińskich w Alei 36/38. W Mykanowie natrafiłam też na dokumenty, że tata jakiś czas był nawet tamtejszym wójtem. Za jego kadencji utworzono we wsi przystanek kolejowy - opowiada pani Krystyna. - Po wojnie piekarni już nie było, więc ojciec jako murarz wziął się za budowanie Częstochowy. Sam zbudował sobie blok, w którym mieszkamy, przy ul. Słowackiego. Ja urodziłam się jeszcze w domu przy ul. Warszawskiej. Istnieje do tej pory.

Pierwsze poszukiwania były jedną wielką euforią. Każde odkrycie cieszyło: och! w parafii w Borownie znalazł się akt urodzenia dziadka! Szybko jednak zaczęły się schody. Wcześniejsze zasoby archiwum parafialnego zostały przeniesione do Częstochowy oraz Łodzi. Na szczęście w Łodzi pani Krystyna odnalazła interesujące dokumenty. To był jej pierwszy dalszy genealogiczny wyjazd. Udało się dotrzeć do pra-pra-pradziadków. Częstochowianka sięgnęła do 1765 roku. Martwi się jednak, że w tym jest 30-letnia luka i to zaledwie dziewięć pokoleń wstecz - jak na genealogię wynik umiarkowany.

To szaraczkowie tworzyli historię

- Nigdy nie było moim zamiarem znalezienie dziadka z herbem, który poprawiłby mi samopoczucie - zapewnia Krystyna Szafert. - Jednak z moich poszukiwań płynie nauka, że nie trzeba mieć przodków w kontuszu, żeby prowadzić badania genealogiczne. Nawet zwykła wiejska rodzina zostawiła ślady w rozmaitych dokumentach. To szaraczkowie tworzyli historię.

Rodzina Jałowieckich wywodzi się z Kujaw - przynajmniej tak twierdził ojciec pani Krystyny. W okolicach Częstochowy osiedlił się pradziadek Krystyny, który ożenił się tu w roku 1855. Był fornalem, powoził końmi. Jak jednak z dumą mówi jego prawnuczka - miał fach i potrafił utrzymać rodzinę. A rodzina była liczna. Pech chciał, że po tych ustaleniach zaczęły się problemy. W akcie ślubu miejsce urodzenia pradziadka było bardzo niewyraźnie zapisane. Przeszkody nie udawało się pokonać przez trzy lata. Aż powstało Towarzystwo Genealogiczne Ziemi Częstochowskiej. Jego członkowie wspierają się w badaniach, przekazują kontakty, dzielą się ustaleniami, które mogą przydać się innym w ich poszukiwaniach. To tam zapytano ją przed trzema laty: a przeglądałaś alegaty? To zestaw dokumentów towarzyszących zawarciu związku małżeńskiego, m.in. świadectwa urodzenia. I tak w alegacie odnalezionym w Łodzi pani Krystyna natrafiła interesujące ją dane. Potwierdziło się, że pradziadek pochodził z Kujaw. Prababka natomiast z okolic Dankowa, gdzie jej ojciec był administratorem folwarku. Za ojcem dotarła do parafii w Borownie, gdzie poznała przyszłego męża, pewnie odbywającego służbę wojskową.

- Od kilku lat pomocą nie do przecenienia jest internet - mówi Krystyna Szafert. - Mam swoje lata, więc długo musiałam się uczyć komputera, ale warto było. Dziś przez Naszą klasę czy Facebook można znaleźć bardzo wielu rozproszonych po świecie członków swojej rodziny. Tak np. odszukałam w Niemczech Wernera Schafferta, który okazał się naszym krewniakiem. Przed dwoma laty przyjechał na nasz zjazd.

Bo częstochowianka zajmuje się również poszukiwaniami w obrębie rodziny, za którą się wydała. Mówi nawet z pewnym zawstydzeniem, że dziś bliżej jej do Szafertów niż do Jałowieckich. Chodzi o to, że każdy znaleziony człowiek, każdy przodek ma swoją historię, osobowość. W rodzinie męża te opowieści są ciekawsze. Przed wiekami nazywali się rzeczywiście Schaffert, wywodzą się z Kotliny Kłodzkiej. Przez pokolenia przodkowie męża po mieczu byli kowalami (mąż jest ostatnim w tej linii, bo Szafertowie mają dwie córki). Pani Krystyna przyznaje, że w jej poszukiwaniach wyobraźnia ma bogatą pożywkę. Więc odkrywając przodka i fakty z jego życia lubi wchodzić w jego skórę, wyobrażać sobie świat z jego czasów.

Rodzina liczona w tysiącach

Siedem lat zajęło pasjonatce dotarcie do korzeni. Tłumaczy się, że większy sukces osiągnęła w przypadku Szafertów. Tu dotarła do czterokrotnych pradziadków, u Jałowieckich - trzykrotnych. Nie traci jednak nadziei, że te wyniki da się jeszcze poprawić. Za to nazwisko Jałowieckich pojawiło się wcześniej w Częstochowie. Brat dziadka już z początkiem XX wieku przyjechał do pracy w "szmaciance" - jak mówiło się w rodzinie. Chodziło z pewnością o któryś z zakładów włókienniczych.

Przed dwoma laty Krystyna zaczęła rozbudowywać drzewo genealogiczne w szerz. Znów lepiej udało się u Szafertów, gdzie ustaliła ponad 1700 osób, u Jałowieckich już prawie tysiąc mniej.

- Ostatecznym impulsem do poszerzania wiedzy o żyjących kuzynach okazał się zjazd rodzinny Szafertów - mówi częstochowianka. - Kiedy zgromadziło się prawie sto osób z Polski i Niemiec, spojrzałam na nie i pomyślałam sobie: oto moja rodzina, poczułam wielką satysfakcję. Z wykonanej pracy, ale i z tego, że poznałam tak wielu miłych, serdecznych ludzi. Kontakt trwa przez portale społecznościowe, starsi dzwonią z życzeniami na imieniny, urodziny. Czuję za plecami ludzką życzliwość, a i wdzięczność za podjęty w imieniu rodziny trud.

Wielu Szafertów na pierwszy zjazd nie przyjechało. Potem dzwonili, przepraszali. Słyszeli relacje tych, co dopisali; żałowali. Za nimi zaczęli odzywać się inni Szafertowie, z którymi nie było dotąd bezpośredniego kontaktu. Pytali o kolejny zjazd. Teraz jednak był czas Jałowieckich. Zjazd - choć mniej liczny - był równie udany. Pozytywne odgłosy znów zaczęły docierać do częstochowskich organizatorów.

- Coraz bardziej anonimowi i zatopieni w miejskim tłumie czujemy potrzebę bliskości, więzi - mówi Krystyna Szafert. - Dzięki genealogii, zjazdom rodzinnym poczuliśmy się z mężem uczestnikami innej serdecznej zbiorowości. Na zjazdach robiłam prezentacje multimedialne materiałów dotyczących rodzin. Niegdzie nie ujawniałam jednak, kto czym się zajmuje, jaki jest jego status materialny. To są rzeczy drugorzędne, nie chciałabym, żeby koneksje rodzinne ktoś wykorzystał do osiągnięcia jakich korzyści. Wierzę jednak, że ktoś naprawdę potrzebujący pomocy uzyskałby nasze - swojej rodziny - wsparcie.

Można pochwalić się swoją rodziną

Prześledziliście losy swoich przodków? Macie stare rodzinne fotografie i dokumenty? Pochwalcie się tą wiedzą i zbiorami na łamach "Gazety". Prosimy o kontakt z redakcją: tel. 34 367 20 20, Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Tadeusz Piersiak, Gazeta Wyborcza, http://czestochowa.gazeta.pl/czestochowa/1,35271,10392640,Nie_trzeba_miec_przodkow_w_kontuszu.html


Logowanie