Niedziela 11 października. Wojna się ciągnie, przebąkują coś o rezultatach po dwuch tygodniach. – Pisze tak dawno a jeszcze nie opisałam naszego mieszkania. Mieszkamy naturalnie w Częstochowie, Rzeźnia miejska skrzynka No 50. Mamy oddzielny domek zaraz prawie przy bramie ocieniony od ulicy akacjami. Składa się z sieni kuchni i dość dużego pokoju. Wszedłszy do sieni - na prawo – kuchnia, a prosto – pokój. Pokój ma trzy okna wychodzące na podwórko, obszerne wybrukowane, są trzy trawniki i jeden pod oknami zasadzony mnóstwem akacyjek. W pokoju stoją cztery łóżka, dwa drewniane mamy i moje i dwa żelazne Olesia i dziecinne, komoda ogromna nad nią obraz M.B.Cz. z lampką, szafa obok mego łóżka, kosz Ady i pośrodku stół z czterema krzesełkami. Ogromny piec kaflowy przy ścianie lustro, zegar i lanszaft z widokiem z nad morza, oraz pozapełniane szuflady – dopełniają umeblowanie. – Urodziłam się w Radoszewicy gub. Piotrkowskiej, na wsi w roku 1901, 6 kwietnia w wielką sobotę rano o 6-ej. Rodzina nasza składa się z 9-ciu osób: ojca Jana Słomki i mamy Wiktorii z Ziętalów oraz 7 dzieci  najstarsza jest Władysława (Ada) 25 lat i ja 14 lat w kwietniu 1915 i pięciu synów Aleksander 20 lat, Marian lat 18, Józef lat 16, Kazimierz 12 l i Tadeusz lat 9. Żadne imiona, nieprawdaż? Ojciec jest ogrodnikiem i portierem bierze 25 rb miesięcznie. Pensja nie tęga, lecz mama bierze ogrody w dzierżawę i handluje. Oleś jest w składzie aptecznym Poplowskiego, Ada ferblanką na Rakowie u.p. Okuszków, Józio w składzie Klimkiewicza, ja na pensji (obecnie w domu), a reszta w domu. Czy dość napisałam przez pół godziny.

Za 15 m. 5-ta po poł.


Logowanie