Niedziela 26 kwietnia Och! Już dziś ostatni dzień świąt. Bardzo się cieszę, lecz zarazem i boję się jak będę wyglądać w Ady butach, ponieważ moje są u szewca. Miał mi dziś przynieść i nie przyniósł. Byłam w nich w kościele, bolały mnie od nich nogi. Ks. Furman miał kazanie na temat, „Dlaczego potrzebna jest nam religia…” Mama, ja i w ogóle wszyscy ludzie, (co byli w kościele) byli zachwyceni. Po kościele mama i tata poszli do ogrodu, a ja i Maniek do domu. Ada była w domu i gotowała obiad. Po drodze spotkałam się z Józkiem i Olesiem. Oleś był ramo u spowiedzi i po drodze kupił mi laskę za 50 kop. Jak się w domu dowiedziałam od Ady, Józek nie dostał obiadu, bo nie pożyczył mamie 20-u kopiejek. Dziś było porządnie zimno w kościele byłam w szubie i nie zagrzałam się. Kapelusza ani palta letniego jeszcze nie mam. Ogrody kwitną. Po południu był pan Przybylski z chłopcem od Gurdziela, czy Kurdziela. Wyszedł dopiero po ósmej. Mama poczęstowała go herbatą i chlebem z boczkiem. Był z tatą u Guzika po irysy. Dostał. Zaka wcale u mnie nie była boi się, aby nie dostała…(?), ponieważ dałam jej „Proroctwo…, Saby”, a później zapomniałam i dałam jej  „Listy z podróży” Sienkiewicza, jak dla niej b. nudne. Tymczasem ja wynalazłam „Historie dzieci”, którą dawno jej obiecałam dać, szkoda, że nie przyszła, bo by mi dała te dwie, a ja bym dała jej tą. Widziałam się z Helą mówiła mi, że stan Lotki się pogarsza. Wieczór, mama zmywa, Ada robi pudełko z tektury, reszta śpi i drzemie. Idę zaraz spać.

Godzina 10-a za 13 minut.


Logowanie