Środa 17 czerwca.
Mamie jeszcze niezupełnie dobrze. Na obiad było kwaśne mleko z kartoflami i kiełbasa. Pozmywałam i o 1 ej byłam gotowa. Szyłam bluzkę dla Hali (lalki Zosi) gdy przyszła babka dałam jej dwa kawałki cukru, lecz ona zaczęła mnie prosić żebym porąbała drewna, bo chce złożyć sobie do chustki i  wziąć do palenia. Wzięłam siekierkę i wyszłam na róg rąbać. Rąbę, rąbę i nie mogę w żaden sposób przerąbać. Dopiero mi pomógł gospodarz. „Jak pani rąbie, na kamieniu?” wykrzyknął gospodarz. Porąbał to prędko i kończąc powiedział „Niech pani teraz sobie weźmie” „To nie dla mnie, to dla babci” – odpowiedziałam. Gospodarz spojrzał na mnie niemile zdziwiony. Ale nic nie powiedział tylko dodał: „Pani ma dobre serce”, a zwróciwszy się do babci dodał „będzie babcia miała na czem smażyć jajecznicę”, „Abo to gdzie opatrzą jajkiem, mocny Boże ledwie , że dadzą jakąś grosinę”. Zaniosłam siekierę, podałam babce laskę i zamknęłam drzwi, nawet nie podziękowałam za pomoc gospodarzowi. Gazeciarz przyniósł dziś dopiero Gońca. W poniedziałek i wtorek chorował i nie przyniósł. Ada kupiła mi książkę „Listy Elżbiety Rzeszyńskiej Hoffmanowej.

Za 3 minuty 11.


Logowanie