Sobota 30 sierpnia 1919.
Mój drogi dzienniczku! Strasznie dawno nic nie zapisałam na twych kartkach swoich wrażeń, myśli i uczuć. A teraz czasy zmieniają się, ciągle coś nowego, wraz z czasem zmieniam się i ja. Przeszła już obecnie do klasy 8-ej, skończyłam osiemnaście lat jestem więc dorosłą panną. Kiedy zaczęłam pisać ten dziennik miałam 13 lat, ale widocznie w złą chwilę zaczęłam, bo strasznie jest nudny i niewielki. Zanadto dużo piszę o sobie i dlatego takie wszystko mdłe i nieciekawe. Wszędzie spotykam te myśli i zdania, świadczące o dążeniu do czegoś do jakiejś doskonałości, idei, wykazujące moją słabość, marnotę i pospolitość, ale nic ponadto. Żadnego postępu, żadnej poprawy. Ciągła zmiana, i ciągle to samo. Mając lat 10-12-14, zaczęłam myśleć nad sobą, zastanawiać się, analizować siebie i sądziłam, że jak będę miała 16 lat - to–ho! ho!, będę już człowiekiem co się zowie , panującym nad sobą, walczącym ze swymi wadami i odnoszącym zwycięstwa nad nimi. Tymczasem … mam już niedaleko dwadzieścia, a historia ta sama, ciągle jeszcze dziecko, pomimo, że już nie dziecko, niewyrobiona kurka, pełna wad i zdrożności. Czy ja zawsze będę taka? Do samej śmierci? Ciągle niedoskonała? Pewnie nie inaczej. Jakże jestem słaba, bez woli, i jak człowiek jest słaby. Nudna jestem przy tem okropnie, co wyraźnie widać z tego wszystkiego. Gwiżdżę! - wojna już się skończyła, ale ciągle jest wojna. Tak jak wszystko niby jest, niby nie ma. Niby to już pobito Niemców, Austriaków, zawarto pokój, ale ciągle jeszcze czuć wojnę, fabryki stoją, drożyzna, nie mają zajęcia setki robotników. Polska już wolna, samodzielna, ale musi toczyć walki z bolszewikami, Ukraińcami i innemi osłami. Jest biedna ta nasza ukochana Polska! Ale już wolna! Trzej moi bracia Oleś, Maniek i Józio są w wojsku polskim walczą za sprawę polską. I ja jestem z tego dumna. Jest nas obecnie  w domu troje; ja, Kazik i Tadek. Chłopcy nasi powyrastali, niewiele jeszcze umieją i niewiele się uczą. Nie ma warunków odpowiednich. Jest mi ich strasznie żal. Jest to niejako tragedią mojego życia, że nie mam w rodzinie nikogo wykształconego na równym ze mną poziomie. Czuć, że niewiele są (..?..) a jednak najwięcej ze swego otoczenia – jak to nie miło. Jeszcze tylko rok z skończę osiem klas, naturalnie o ile się nie zetnę. I co będzie dalej? To już tak blisko. Pewnie zrezygnuję z marzeń o dlaszem kształceniu się, a wezmę się do pracy na Kawałek Chleba. Życie nie jest łatwe, chociaż lubię życie. Życie obcina skrzydła, a jednak żyć się pragnie. I żyć trzeba. Zresztą jestem młoda mam przed sobą przyszłość. Nie doznałam jeszcze cierpień ludzkich, więc dlaczegobym miała życia nie kochać. Może doznam jeszcze czego miłego i przyjemnego? Jeszcze nikogo nie kochałam, a przecież miłość daje chwile najbardziej szczęśliwe. A przecież ma lat już osiemnaście ! Myślę czasem, że ja się zestarzeje i nigdy nie poznam pokrewnej mi duszy, połowy mej duszy, bo dotąd to znam tak mało  jeszcze ludzi, a szczególnie takich którzyby kwalifikowali się na przedmiot miłości. Więc serce moje jeszcze śpi ! Jakie to wszystko śmieszne i dziecinne takie traktowanie sprawy. – Chciałabym bardzo spotkać kogoś takiego któryby osądził mnie i wyrzekł zdanie o moim charakterze. Chciałabym spotkać filozofa, psychologa, fizjonomistę żeby orzekł jaka jestem. Czy jest choć trochę we mnie jakiś (..?..). podstawy materiał na człowieka? Bo ja się znam trochę, ale jeszcze niewiele, a raczej nie znam się jeszcze. Takie nieraz dostrzegam sprzeczności w sobie, takie kontrasty, że sama jestem zdziwiona nad tą moją dziwnością. Czy ja się poznam kiedy dobrze i opanuję – nie wiem. Strasznie trudno opanować siebie, ale jak ro rozkosz być panią siebie!
Skończyły się wakacje, rok szkolny rozpoczął się z dniem 30 sierpnia. Byłyśmy w kościele na Jasnej Górze. Prefektem będzie ks. Gmochowski, ksiądz dość dostojny, ani pociągający, ani odpychający. Mówił o potrzebie nauki i o tem jak ją powinnyśmy zdobywać. Z początku ziewałam ale później zgodziłam się z nim zupełnie, choć niczego nowego nie usłyszałam. W poniedziałek 1 września mamy być o 8 ½ g na pensji. Koleżanki jeszcze nie wszystkie się zjechały nie ma Hanki Wrzoskówny, Guty Glikmakówny, Zosi Mikówny i reszty. Było nas z ósmej tylko trzy Zosia Chochołówna, Zosia Leksowna i ja. Ja w piątek wieczorem wróciłam z Lipicza, gdzie przebywałam od wtorku. Było przyjemnie i miło jak zwykle. Wakacje spędziłam w ogóle nie nudnie chociaż nie uczyłam się nic zgoła za to uczyłam innych miałam kilka korepetycji, zarobiłam około 400 marek. Strasznie jestem z tego zadowolona. Jeszcze mi jednak nie wszystkie zapłaciły, Hejmerówna winna mi 100 marek, Felcia Bonacka 60. Czy aby zapisać? Od 14 czerwca do 5 lipca byłam w Lipiczu. Bardzo mi Lipicze podoba. Położenie malownicze, las śliczny. Dwór stary drewniany, miły i cichy. Mieszkańcy sympatyczni i dobrzy. Pan Ziółkowski lubił mnie dość, objawiając swą sympatię częstym obcałowywaniem mię. To jego zwyczaj stosowany do wszystkich krewnych i znajomych. Na razie to Ada rządzi wszystkim, gospodarstwo kobiece w jej rękach i rządzi dobrze. Ale niestety niedługo to będzie, gdyż doktorowa wybiera się po trzechletnim pobycie do Rakowa. Dzieci trzeba uczyć. Grażyna skończy niedługo 9 lat. Ciekawam jak tam Ziółkowski będzie się czół sam w Lipiczu bo strasznie się przyzwyczaił do nich. Żal mi Go. – My wszyscy jesteśmy jak zawsze zdrowi, ojciec pracuje u szarytek w ogrodzie, mieszkamy na ulicy Barbary 53 już od roku. Mama pracuje jeszcze bardzo. Ja niewiele pomagam, bo albo się uczę, albo wypoczywam. Ciężkie jest życie. Lato mija.


Logowanie