Sobota 4 lipca Lipiec wziął się od kwitnienia lip. Nie mam pojęcia, co będzie dalej z ogrodami, polami, drzewami, łąkami, taka straszna susza. Kurz na ulicach niemożebny, trawniki i akacyjki za oknami zwiędły. W ogrodzie ojciec z chłopakami Frankiem Jastrzębskim i Kazikiem, co dzień polewają szlaufem. Ada dzisiaj prała, była w mieście i u mamy na obiedzie. Ja siedziałam w domu. Przedwieczorem przyszła moja uczennica Zenia z ojcem. Ojciec jej, bardzo wysoki i silny, przytem jest dosyć wykształcony. Mówi po polski licho mieszając dużo rosyjskich wyrazów. Pytał się, czy ona może zdać na jesień do I klasy? Powiedziałam, ze na jesień to nie, ale może zdawać później. Zgodziłam się dawać godzinę lekcji od 5 do 6 ej za 2 a rb. Będzie religia, rosyjski i arytmetyka. Prosił, żebym się wzięła do niej energicznie, a wrazie potrzeby nie żałowała uszu. Napisałam od 8 ej do 9 ej „Imieniny Zosi” na cześć Zosi Dobrowolskiej. Ada pojechała do Łukomskich
10 godzina