Prezentujemy dziś Państwu ciekawy tekst o mieszkańcach wsi Węglowice i Puszczew. Obie te miejscowości zostały założone przez kolonistów niemieckich w latach 1798-1805. Dokładnej daty nie udało się ustalić.

Prezentowany tekst to wspomnienia jednego z mieszkańców Węglowic. Tekst został napisany na przełomie lat 1989- 1990 przez seniora rodu Szleperów i przez wiele lat spoczywał w szufladzie rodzinnego archiwum.

KOLONIŚCI NIEMIECCY Z WĘGLOWIC I PUSZCZEWA

Piszę to, co jeszcze pamiętam z przekazu dziadków moich Wawrzyńca Szlepera i Jana Kiepury.

Wieś Węglowice i Puszczew powstały gdzieś na przełomie 18 i 19 wieku. A było to tak, w Niemczech okolicy czy też miejscowości lub prowincji Rajland werbowano chętnych kolonistów na osiedlenie się w Polsce.
Zapowiedziano, że czekają tu na nich nieposiadane dobra, które im Cesarz daje za darmo. Było, więc wielu chętnych i przybyła ich cała duża grupa wraz z rodzinami. Na miejscu okazało się, że nie ma tu żadnych luksusów wszystkiego trzeba było się dopiero dorabiać. Kto miał jakieś zasoby pieniężne rezygnował i wrócił z powrotem do Niemiec.
Po przybyciu na to miejsce zastali wprawdzie domy mieszkalne zrobione z drzewa i niewypalanej cegły zwanej pacami. Taka paca w kształcie dzisiejszego małego pustaka zrobiona była z ciętej słomy i gliny. Po wysuszeniu na zaprawie z gliny montowana była w ramy drewniane i powstawał tak zwany pruski mur. Dom taki składał się z izby drewnianej od strony południowej, sieni, z której na prawo wchodziło się do duże izby o dwóch oknach na wprost do tak zwanej izdebki tej części drewnianej. W sieni tej był kominek i tak zwana baba do łapania dymu. W wielkiej izbie był olbrzymi piec o wymiarach około 2,5 m na 3,5 m i znów od wejścia kominek i tak zwana baba. Nad kominkiem w piecu głównym był piec chlebowy zwany sabatnikiem, a od strony izby była płyta kuchenna z olbrzymim paleniskiem bez rusztu i popielnika. Z prawej strony paleniska była wnęka zasuwana deską na drewno. Na piecu ty było dużo miejsca i w czasie dużych mrozów spała tam cała rodzina. W dużej izbie były dwa okna od strony ulicy, a w szczytowej ścianie były drzwi do komory i obory, które przystawione były do budynku mieszkalnego. Komora była wykonana z pac glinianych a obora i chlew z drewna. Przez komorę wchodziło się do obory, z obory do chlewa.
Te domy były uszeregowane w prostej linii do drogi głównej, która miała szerokości 24 metry i okopana była rowami. Potem została zwężona przez osadników i tak pozostała do dziś z stąd jeszcze gdzieniegdzie widnieją drugie rowy. Za domami było przygotowane do uprawy pole na długości 150 do 200 metrów, a dalej stała puszcza, którą dopiero musieli sobie wykarczować. Aby uczynić z niej pole. Do dziś przetrwała nazwa, że za domem pierwszy kawałek pola nazywany jest stare pole, czyli pole zastane przez osadników.
Z przybyłych osadników na miejscu pozostał Jakób Szleper i był pierwszym sołtysem w Kole Dorfie, czyli dzisiejszych Węglowcach. Pozostali osadnicy to, Netcke czyli Nicia, Witt, Weber, Zejler, Kocher i paru innych, których już dzisiaj nazwisk nie pamiętam. W Helbu Dorfie, czyli Puszczewie zostali, Kramer, Szajer, Najgebauer, Szuter, Gloc, Szulc, Deksymer i inni, których również już nazwiska zapomniałem.
Tak zaczęli żywot pierwsi Koloniści. Mieli domy, kawałek pola i Puszczę do karczowania, że byli wśród nich różni fachowcy życie ruszyło. Jedni karczowali las, drudzy wypalali węgiel drzewny i sprzedawali do huty rud darniowych na Klepaczkę, była ona tam gdzie później młyn Wrazłego. Obecnie nie ma śladu za wyjątkiem trochę żużla porośniętego chwastami za rzeczką od strony Klepaczki. Była i Karczma naprzeciwko Gidzieli tam gdzie dziś magazyn zbożowy. W karczmie się handlowało wszystkim, naftą i dziegciem, siarką i prochem.
W domu naszych prapradziadków nie było zegara, więc praprababcia wybrała się na miejsce skąd przybyli i po przeszło pół roku wróciła z zegarem. Zegar ten był pamiątką rodzinną. Oddany do naprawy zaginął w czasie okupacji.

Przybyli byli wyznania rzymskokatolickiego rzymsko, ewangelickiego. Cmentarz założyli wspólny z niemiecka zwanym kirchowym. Pierwsze pokolenie kolonistów w całości jest tam pochowane. Potem katolicy chowali się w Truskolasach, a Ewangelicy nadal na kirchowie, tak było jeszcze pod koniec 19 wieku. A potem na cmentarzu ewangelickim w Częstochowie. Za mojej pamięci jeszcze na Kirchowie stało sporo Krzyży na mogiłach były tabliczki z nazwiskami oraz ogrodzenia przy niektórych grobach z prętów żelaznych. Część Ewangelików przeszła na Katolicyzm za sprawą zawierania związków małżeńskich jak również z powodu oddalenia od Ewangelickiego Kościoła, który znajdował się i znajduje w Częstochowie. Był i Kościół Ewangelicki w Lublińcu, ale dojście do niego było utrudnione z powodu, że było to już za granicą i trzeba mieć było z granicy tak zwaną kartę, a to kosztowało 8 rubli, czyli 3 korce owsa. Granica jak została ustalona między Carem Rosyjskim a Cesarzem Niemieckim na Łebkach i w Herbach tak przetrwała w Herbach do 1923r, a w Łebkach do 1939r.
Z początku osadnicy byli osamotnieni, sąsiednie wsie jak Bór Zapiski, Borowe, Długi Kąt były wsiami pańszczyźnianymi i należały do szlachty. Chłop ze wsi pańszczyźnianej nie mógł się żenić w Królewszczyźnie. Puszczew i Węglowice jako założone przez państwo były własnością Królewską, czyli w tym przypadku Cesarską. Należały pod zarząd Starostwa Krzepickiego sprawującego z ramienia władzy zarząd nad dobrami państwowymi. Żyjący tu ludzie byli ludźmi wolnymi, ale musieli brać udział w służbie wojskowej. Pierworodni synowie mieli opiekę i nie był brani do wojska gdyż służba wojskowa trwała 25 lat.
Po pierwszych osadnikach zaczęli przybywać przybysze ze Śląska Opolskiego wśród nich przybyli Kiepura, Kandora, Pluta, Pall i inni. Przybyło paru żołnierzy zwolnionych po klęsce Napoleona. Napłynęli też i żydzi jak Waisfelner zwany „Mortka”, Zisola zwany „Lewek”.
Folwark państwowy w dzierżawie przez pana szlachcica znajdował się na Połamańcu. Do niego należały grunty na Puszczenie zwanym Cyganką. Łąki leśne na Łebkach część Jeziora i Nowi i grunty na samym Połamańcu. Dzierżawca ten przed kopaniem brał gorzałkę zwaną okowitą i zakąskę i jadąc przez wieś zwoływał i częstował kobiety, zwłaszcza panny i zapraszał je na wykopki ziemniaków, po których zakończeniu organizował dla uczestników zabawę z poczęstunkiem zwaną „Tuką”. Folwark ten dotrwał do 1865 r. Po tym został zniesiony, a na jego miejsce Rosjanie wprowadzili Komorę Celną, której placówka graniczna znajdowała się w Łebkach, tam gdzie dziś mieszka Michał Brzęczek. W tym czasie w Łebkach wg opowieści mojej babki było trzech osadników sami Łebkowie. Po zlikwidowaniu folwarku mój dziadek kupił za 40 rubli sieczkarnię, która jeszcze do niedawna była sprawna, zmieniane były tylko kosy. Po likwidacji Komory Celnej przeniesiono tam Leśnictwo. Po dawnej świetności pozostała mała sadzawka niegdyś staw, fragmenty parku oraz budynek mieszkalny zbudowany z modrzewiowego drewna. Grunty tak zwane pańskie rozpalcerowano i sprzedano rolnikom z Jeziora i Puszczowa w obecnym wieku.
Teraz wróćmy do mojej rodziny to jest rodu Szleperów i Kiepurów. Jakób Szleper przybył do Węglowic z żoną i miał 2 synów Józefa i Michała, oraz córkę bodajże Katarzynę. Syn Józef pozostał na ojcowiźnie, a syn Michał kupił od sąsiadów gospodarkę za 30 talarów. Z córką ożenił się Kiepura i osiedli na tak zwanej przyczce w Węglowcach. Trzeba dodać, że w 1830 roku została dokonana komasacja gruntów gdyż przed tem każdy tam uprawiał gdzie sobie wykarczował. Po tak zwanym porznięciu działy wytyczono na wprost samych właścicieli i sporządzono mapę, którą oglądałem w Wydziale Rolnictwa i Leśnictwa w Kłobucku, referat urządzeń rolnych. Nosi ona datę 1830 r Starostwo Krzepicie Królestwo Polskie.
Józef Szleper miał synów Wawrzyńca, Antoniego Franciszka oraz dwie córki. Jedna Józia była za Jeziorskim Piotrem na Jeziorze, a druga za Pawelakiem na Borze Zapilskim, a trzecia, o której niewiele wiem za Rancikiem na Kopskim tam gdzie dziś mieszkają Dymarczyki. Ożeniony u Szleper Jakuba Kiepura nie wie ilu miał synów i córek. Wiem tyle, że ojciec matki Jan Kiepura był bratankiem Franciszka Kiepury, czyli z tego wniosek, że ich babka pochodziła z rodu Szleperów. Wawrzyniec Szleper miał dwie żony. Pierwsza pochodziła z Rubików z Boru Zapilskiego, z której był syn Jan a druga Krawczyków ze wsi Łebki, z której byli mój ojciec Józef i córka Bronisława. Ojciec Józef ożenił się z Rozalią córką Jana Kiepury, czyli w dalszej rodzinie, dlatego też musiał jeździć po dyspensę do dziekana. Jan ożenił się u Lewackiego na Węglowicach a córka wyszła za Jana Szleper wnuka Michała i znów potrzebna była dyspensa na zawarcie związku małżeńskiego. Józef miał synów Kazimierza, Józefa, Zygmunta, Piotra i Edwarda oraz córki Marianna, Stanisława i Anna. Stanisława zmarła małym dzieckiem, Zygmunta na Heine Medina a pozostali aktualnie żyją. Marianna wyszła za Pilarza Franciszka z Czarnej Wsi, a Anna za Jerzego Chrząstka z Bieżenia.
Jeśli chodzi o Kiepurów to dziadek Jan Kiepura miał kilku braci jak Antoni, Marcin, Piotr i Józef. Dziadek był żonaty u Pala, Józef u Webera, Marcin u Webera, Antoni u Bejma, a Piotr u Klucznika.
Nasuwa się pytanie skąd tyle nowych nazwisk pojawiło się w tych latach, otóż po zniesieniu pańszczyzny w 1864 roku mieszkańcy innych wsi pańszczyźnianych mogli się przenosić gdzie chcieli. A ponieważ tej koloni niemieckiej ludzie byli zasobniejsi gdyż prawie każdy poza gospodarstwem, w którym gospodarzyły kobiety i dzieci mężczyźni pracowali przy kurzeniu węgla drzewnego, na który zbyt był wielki gdyż okoliczne huty rudy darniowej w Pankach, Kużniczce, Klepaczce gwarantowały zbyt. Choć praca przy tym węglu była ciężka, ale za to popłatna. O jakiejś zamożności może świadczyć fakt, że tak Szleper dla syna tak i Kiepura, pokupili oddzielne gospodarstwa jako wiano. A dziewuchom dawali posagi w kwocie 400 i więcej rubli i to w czasach, że dobra krowa nie kosztowała nawet 20 rubli.
Jak wyglądało to wypalanie węgla. Otóż kloce drewna karpiny układano na sztorc w duży stos dalej okładało się grubo ściółką leśną, a na tą ściółkę dawano ziemi. Pozostawiano otwory jeden na dole i jeden na górze. Po podpaleniu zatykało się otwory dolne a następnie i górny i pilnowano, aby ogień się nie wydostał. Stale była pogotowiu łopata i natychmiast likwidowano wydostawanie się ognia. Po zwęgleniu się drewna rozkopywało ten kopiec dogaszano wodą i węgiel był gotowy. Kres palenia węgla położyło kolejnictwo. Po wybudowaniu linii Kolejowej Lubliniec - Herby Śląskie i linii Częstochowa – Herby Polskie węgiel drzewny stał się niepotrzebny. Padły małe huty rudy darniowej. Z rynku wyparły je produkty dużych hut tańszymi wyrobami. Ostatnią pamiątka z huty w Pankach jest krzyż żelazny, stoi na grobie dziadka Wawrzyńca gdyż on go dostał z huty w prezencie za dobry węgiel.
Fachowcy musieli być w tej branży daleko znani. Pamiętam w latach 30-tych, kiedy w Borach Tucholskich szkodniki zniszczyły całe obszary lasu. Przyjechał z stamtąd na zwiad przedsiębiorca, aby zwerbować fachowców do przetworzenia tego drewna na węgiel drzewny, na który był duży popyt w miastach jako opał do żelazek na węgiel przy prasowaniu tkanin. Niestety nikt nie mógł już jechać, dziadek Wawrzyn był po 60 -tce, a dziadek Kiepura po 70- tce. Marcin Kiepura i Walenty Rurański też już mieli sporo lat i po naradzie nie zgodzili się na wyjazd gdyż praca była już ponad ich siły. A mój ojciec i jego brat Janek już tego fachu nie znali.
Węglowice jako ośrodek z urzędem gminy, która powstała na początku 19 wieku miał i szkołę wprawdzie o jednym nauczycielu, ale to było już coś. Chłopaki obowiązkowo musieli się nauczyć pisać, czytać i liczyć. O naukę dziewczyn nie dbano w myśl zasady: Kinder, Kiche, Kirche. Poczty w Węglowicach nie było, raz w tygodniu woźny gminy chodził piechotą na pocztę w Herbach Śląskich. Tam zanosił listy i stamtąd przynosił listy.


Logowanie