Początki wsi to zapewne koniec XVIII wieku. W księgach metrykalnych - księdze chrztów nazwa wsi pojawia się w roku 1796. To narodziny Walaszczyk Róży, jej rodzice to Antoni i Stróżyk Kunegunda, miejsce Walaszczyk.1 Obecnie trudno określić czy to pierwsza mieszkanka tej wsi.

W/w małżeństwo zawarło związek małżeński w 1781 roku, w parafii Konopiska, młody Antoni pochodził z Wyrazowa. urodził się ok. 1736 zmarł w 1799, rodziców niestety nie znalazłem, Kunegunda urodzona w 1763 roku w Konopiskach, to córka Tomasza i Zofii, zmarła w 1797. Możliwe, iż Antoni był wdowcem, a jego pierwszą żoną była Helena, a po jej śmierci ożenił się z Kunegundą. Niestety z powodu braku więcej danych nie jestem w stanie tego potwierdzić. Według spisu ludności z Konopisk z roku 1791 Walaszczyk Antoni wraz z Kunegundą mieszkali na Korzonku wraz z dziećmi z Jędrzejem, Pawłem i Marianną. Wynika z tego, że w okresie 1792-1796 gdzieś na zaciszu pośród lasów powstała samotna chałupa zamieszkana przez rodzinę, która dała nazwie wsi.

Tak jak w przypadku wsi Kijas nazwa Walaszczyki powstała od nazwiska pierwszych osadników w tej lokalizacji. To małżeństwo miało więcej dzieci, lecz pierwsze pociechy rodziły się w innych miejscach. O ile najstarszy Paweł (1783) narodził się w Łojkach, to następna Marianna (1784) i Wincenty Wawrzyniec (1788), Andrzej Franciszek (1790) i Antoni (1793) już w Wyrazowie. Nie wiem czy faktycznie, czy może już na Walaszczykach, ksiądz mógł wpisać najbliższą wieś od miejsca ich zamieszkania, a odległość naprawdę jest niewielka. W międzyczasie Maciej (1787) w Konopiskach.    

Dnia 17 kwietnia 1922

Drugi dzień Świąt Wielkiej Nocy.

Pogoda od Palmowej Niedzieli prawdziwie wiosenna. Ciepłem i światłem przepojone powietrze, pączki nabrzmiałe lada chwila rozwiną się - dziwnie szybko postępuje rozwój roślinności. Częstochowianie w wiosennych i letnich strojach defilują po ulicach – tylko ja niestety – nie kupiłam sobie kapelusza i nie mogę nigdzie wyjść. Dziś byłam co prawda w kościele – ale pozatem nigdzie. Wczorajszy dzień spędziłam w domu streszczając program rachunków dla pani Jadwigi Popielowej. Dziś chciała bym, a nawet muszę iść do p. Jadwigi zwrócić jej programy i udać się z p. Rękasówną na odczyt. Muszę iść w mojej czapie w której wyglądam jak Kniagini Kurczewiczowa. Do Lipicz jadę jutro i chcę wstąpić do Guty.  Nie pojechałam zaś do Lipicza dotąd z tego względu, że chciałam być na panny Wandy Rosenbaum i zresztą nie chcę być w Lipiczu długo by mi się nie sprzykrzyć jak podczas Świąt Bożego Narodzenia. Tyle mi nadokuczali że aż się dziwię – ale nie mam ochoty tam jechać. Może się jednak teraz dobrze bawić? Zobaczymy! Zdaje mi się, że Ada ciągle o mnie myśli, bo mnie dziwnie niepokoi, jakbym co złego zrobiła. Naprawdę to wolała bym wcale nie jechać i może bym to zrobiła, cóż kiedy napisałam już do Grety, że do niej przyjadę - a muszę dotrzymywać obietnicy. Na szczęście składaliśmy się po 2 tys. i mieliśmy szynkę 6 funtową i cielęcinę z przodka, i ciasto, choć nie słodkie i nie tłuste. Szynka kosztuje obecnie 360 do 440, a mięso 230, ale już nas nic nie dziwi bo oswoiliśmy się z drożyzną. Miało wszystko stanieć po daninie Michalskiego – tymczasem odwrotnie zdrożało. A co dalej? Ech, chyba lepiej będzie, wierzę w to niezłomnie. Z dniem ósmego bm. złożyłam podanie o przeniesienie mnie do Warszawy jako nauczyciela ale nie wiem co z tego będzie bo podobno nie ma miejsc w Warszawie. Co ja mam zrobić, o... ( nie wiem do kogo zawołać) O Boże? Smutne, ale prawdziwe sprawdzam prawdziwość sentencji.

Dnia 6 kwietnia 1922

Minęło właśnie 21 lat od tej chwili gdy na świat przyszła pewna bardzo miła osóbka – autorka niniejszego dzienniczka. A więc osiem lat mija kiedy zrodził się ów dziennik. Pełnoletnia więc jestem a jeszcze „nie mam starających się” o moją szanowną rękę. Ku zmartwieniu i rozpaczy mamy któraby była niezmiernie …, gdyby by tak córkę z domu – wypchnąć! Mam nadzieję jednak że w krótkim czasie zadośćuczynię życzeniom Mamy i wyjadę – wprawdzie sama – do Warszawy! Dałby Bóg, żebym już mogła rozpocząć studia! Staram się bowiem przenieść do Warszawki najmilszej – najlepiej jako nauczycielka.

Niby to w kalendarzu już wiosna, a tymczasem ro cudna przemienna pogoda, to śnieżyce zimowe, ro podmuchy jesienne, Wiosenko, wiosenko! Cóżeś ty za Pani? Że za Tobą idą, że za Tobą biegną, … myśli stęsknione? Od 20 marca wiosna tak kaprysi. Drzewa nagie, pączki jeszcze nie nabrzmiały, … kiedy się rozwiną? Mokro w ogrodach i niewiele siać można. W domu u nas bieda aż piszczy, długi. długi całą pensję prawie musimy wydawać na zaspokojenie tychże. Aż się życie przykrzy – bo niewiele – bo wiecznie kłótnie na ren temat, i to wcale nie parlamentarne. Smutne to, … smutne! I jak myśli wcale nie wychowawcze to coś okropnego. Żadnych względów uprzejmości – dla siebie. Milusie stosuneczki – że nie warto dłużej pamiętać i uwieczniać w dzienniczku a jednak umieszczam dla przestrogi sobie! I jaszcze raz stwierdzam, że małżeństwo, zakładanie ogniska rodzinnego ma tylko sens wtedy gdy dwoje ludzi łączy takie uczucie, że życia bez siebie nie rozumieją i są pewni że to uczucie opromieni om życie. O takiej miłości marzę – i taką chcę spotkać w życiu. Rozumie teraz doskonale, że życie bez miłości – jałowe. Dziwne zjawisko obserwuję; wiecznie, ustawicznie myślę 0 miłości i przedmiocie tejże. Widocznie to dla mnie przedstawia szczególny interes. No i potem szczera ze sobą – dawniej taka nie byłam – ale jakoś ten dziennik staje się nudnym, to nie ma pojęcia ten, kro go nie czytał, a że czytam go tylko ja – więc choć tyle robię dobrego dla ludności chroniąc od miłości. A jednak chciała bym  ja bardzo chciała pokochać.  Wracam do życia realnego zbliżają się Święta, zbliża się termin oddania referatów na kursach i repetycjach, oraz koniec roku szkolnego – razem miłe i mocno nieprzyjemne rzeczy. Chciała bym żeby to już było po o żeby to było jeszcze przed faktem. Mam jednak nadzieję , że to jakoś tam pójdzie bo przecież zdałam maturę, a to coś nielada, pozdrowienia dzienniczku – zmykam bo ma referaty Sidra do napisania.

9 II 1922 Czwartek

Znów mrozy. Dziś wróciłam nie mając ani jednej lekcji – tak bowiem zarządziła kierowniczka. Dziewczynek zebrało się dziś dość dużo – ale musiały się rozejść, orzekając, że „nie opłaciło się dziś przychodzić”. Nie lubię tego, bo żal mi tych dziewczynek, Strasznie nie lubię gdy je odeślą  do domu. Malutkim moim rozdałam cenzury chociaż nie wszystkim, bo wiele nie przyszło. Z nadzwyczajnym przejęciem brały cenzury – pierwsze w życiu i kłaniały się uprzejmie. 6 i 7 oddział nie jest ani tak uprzejmy, ani tak przejęty ważnością chwili. Zaatakowały mnie czemu nie wystawiłam stopnie nie takie jakich się spodziewały ? Smarkate! ale zuchwałe musiałam im tłumaczyć przyczyny, ale siebie tłumaczyłam, bo by to mnie obrażało. Mam ja z temi dziewczynami, mam aż zanadto, ale je jednak lubię! To dziwne! -   powodem tego zmartwienia z 6 i 7 od. Martwię się ogromnie, że nie mam żadnej wieści od Goty? Czemu ona nie pisze – niepokoję się tem niezmiernie. Co z mojemi sprawami, i z moją sprawą uniwersytecką w ogóle ? – W sobotę bal nauczycielski chciałabym iść nań – ale nie pójdę – bo szkoda mi pieniędzy, które muszę oszczędzać. A tak bym chciała się bawić.  Tak jakoś dziwnie tęsknię za zabawą. Nareszcie (…?…) się właściwą memu wiekowi ochotą o pragnienie żądzą życia, ruchu zabawy. A myślałam zawsze, że ja zanadto jestem poważna, by myśleć o balach i wieczorkach, i nie ma we mnie płochości. A tu – o ironio – ja płocha stała się, zamiast spoważnieć bardziej jeszcze! Obawiam się tylko, że ja dopiero na starość będę mogła trochę żyć – O życie czy warto do ciebie tęsknić?

25 I 1922 środa

Od poniedziałku nie uczymy z powodu mrozów. Mrozy 15 stopni poniżej zera. Siedzę w domu, odbywam lekcje z Andzią Nowakówną z Lubojny i Tadzikiem. Tadka uczę od Nowego Roku systematycznie nic jednak co z tym chłopakiem będzie, bo strasznie mało umie? Czytam Montaigne "Próby" i bardzo mi się podobają,, ponieważ, ma język wielce frywolny, …. Chwilami. Ale talent, zdolności olbrzymie.

27 maja 1921 roku Piątek

Od 7 maja jestem nauczycielką II Oddziału chłopców na Sachalinie. Urwisy okropne – ci moi chłopcy. Bardzo ich jednak lubię. Zawsze bardzo głośno mam na lekcji, gdyż prowadzę z nimi pogawędki, daję mocne łapy – jednym słowem używam najrozmaitszych karania i …. Śmieję się z nimi. Taka ze mnie nauczycielka! Pensję już wydałam na różne poważne rzeczy. Jak: palto 3100, pantofle 3500, sukienka (płócienko) 800 i oczekuję z niecierpliwością drugiej czerwcowej. Bardzo przyjemnie mieć swe własne, własną pracą zdobyte pieniądze! Oprócz poważnych rzeczy, niezbędnych mogę sobie fundnąć niekiedy bombę czekoladową, kino i wodzy z sokiem po 20 MK. I nikt mię w tem nie kontroluje – nikt!, - naprawdę! Teraz mam tylko zmartwienie kto mi suknię uszyje?! Egzaminy na kursach w poniedziałek, tyle mam roboty i nie wiem jak tam będzie i jaki rezultat tego całego „interesu”. Pewnie nieszczególny bo nie wiele się przykładałam – a nie chciałabym. Koleżanki na kursach miłe, koleżanki-nauczycielki nie wszystkie miłe – niektóre idiotki – co było dalej napiszę za tydzień, bo muszę się wziąć do nieszczęsnej buchalterji, tyle mamy roboty!!!

1 maja 1921 Niedziela

Kwiecą się sady, rozkwitają narcyzy …. Maj. Pogoda wymarzona, chociaż niestała, zagadkowa – jak kobieta. Ja rozkoszuję się wiosną. Chodzę do ogrodu, przyglądam się kwiatkom róż, jabłoń, śliw i wisienek bielutkich i całuję te wiosenne kwiatuszki lekko delikatnie. Nareszcie dostałam posadę i otrzymałam już pensję za maj. Wiwat! Niech żyje wiosna, młodość, rozkwiecone sady i doktorowa! Jej to zawdzięczam pogodę ducha. Ogromnie się cieszę, że pracuję będę mogła sama na siebie zarobić. To tak nadzwyczajnie miło! I ten Maj – cudowny maj. Piękny jest świat, dobrzy i piękni ludzie.

11 kwietnia 1921

Minął mi z dniem 6 kwietnia rok 20-ty. Panna dorosła i już nie młodziutka – ale ja uważam, że przeciwnie jestem młoda i zawsze będę młodą jeśli nie ciałem – to duchem. Nie lubię starców – czy to ze względu na wiech, czy na ducha. Człowiek młodym być powinien, pomimo lat, pomimo przeżyć, pomimo wszystko, zła i dobra – aż do śmierci. Nie zasklepiać się w sobie, w przeszłości widzieć tylko dobro i piękno i ludzi dobrych – ale iść naprzód, z postępem sympatyzować z młodymi, wczuwać się w serca i dusze ludzkie i cenić to co godne jest szacunku – to znaczy młodym wiecznie być.

Ja chcę być zawsze młodą i będę nią tak jak to rozumiem, chociaż nie wszystko to co pod mianem rozumienia powypisywałam. Niech żyje młodość, człowiek i świat! Nie przestanę kochać nigdy tych rzeczy. Byłam wczoraj na odczycie dra Folkierskiego o Dantem – dobrze mówił, chociaż za mało. Za ogólnikowo potraktował tego olbrzyma duchowego- spodziewałam się więcej. Pogoda wspaniała, tak lubię  życie w dni słoneczne, wiosenne!

Chłopcy powrócili z wojska z wyjątkiem Józka który jest także w Częstochowie. Maciek wrócił 9-tego. Wczoraj mieliśmy wszystkich pięciu chłopców, bo Kazio z Lipicza przyjechał – i ojciec tak się cieszył, patrząc na pięciu swych dorodnych synów – tak mu oczy świeciły radością i usta radośnie się uśmiechały. Wszyscy zdrowi i cali i w ogóle zdrowie nam dopisuje, za co dzięki najwyższemu! Brak nam często pieniędzy, ale to mniejsza, to najmniejsze zło ze wszystkich innych – można je z pewnym wysiłkiem usunąć. Kochani nasi rodzice; dali nam zdrowie moralne i fizyczne i pogodę ducha, przyćmioną często przeciwnościami życia. O życie! – jakieś ty kochane!

Byłam na Jasnej Górze w kaplicy i słuchałam mszy św. tak mi było wtedy smutno i źle,  że płakałam w kąciku ale nikt nie widział. Płakałam nad swą nędzą … niedołęstwem, a później uspokoiłam się i modliłam się. Przestałam wierzyć w to, żeby Bóg dawał nam wszystko – musimy sami starać się o wszystko i walczyć, a jednak z resztką wiary w opatrzność – prosiłam o pracę !? To śmieszne dość takie postawienie kwestii, a jednak dusza ludzka potrzebuje wiary w istotę wyższą, silniejszą, wszechstronną. I z tego przeczucia, pragnienia wytworzyła się religia i wiara w bożków, bogów, a później Boga. I pięknie się ta potrzeba wiary i religii związała z Istotą najwyższą i niegdy nie stanie się zbyteczną, tylko czystą, doskonałą, piękniejszą. Człowiek zawsze będzie ułomny i nic więcej oświecony nie będzie, tym bardziej będzie dążył do doskonałości wewnętrznej.

Kolejna miejscowość po Kijasie i Wygodzie, której postarałem się odnaleźć początki powstania.

Moim założeniem jak w poprzednich artykułach jest odtworzyć początki na podstawie ksiąg metrykalnych i ułatwić mieszkańcom poszukiwania swoich przodków.

Na mapach z lat trzydziestych XIX wieku nie ma Pałysza, ale jest miejscowość Dąbrówka, która znajduje się mniej więcej właśnie w okolicy obecnego Pałysza. Może to osada pomiędzy Walaszczykami a Dźbowem (koniec ulicy Leśnej). Niestety miejscowość ta nie jest ujęta w „Tabeli Miast Wsi i Osad Król Polskiego z 1827 roku …” ani w „Słowniku Geograficznym Królestwa Polskiego . .”. Początkowo przypuszczałem, że ewaluowała nazwa, jednak zaprzecza temu fakt, iż równocześnie funkcjonowały te dwie miejscowości Dąbrówka i Pałys.

Idąc tym tropem wyszukałem osoby tam zamieszkałe. Ilość mieszkańców Dąbrówki jest dość spora, a jeden z nich i jego rodzina dała początek Pałyszowi.

Opisała to już pani Barbara Herba w swojej książce „ Konopiska i okolice. Panorama dziejów” 1

To Pałysiński Florian lat 54 strzelec - odnotowany w 1835 jako świadek na chrzcinach strzelec z Dąbrówki, wcześniej bo w 1814 występuje w m. Konopiska z wpisem gajowy.

Florian wg różnych dokumentów urodził się w Konopiskach lub Dąbrówce ok. 1785 roku. Miał rodzeństwo: Piotra, Pawła, Łukasza, Wojciecha i Jadwigę (zm. 1807) oraz trzy żony: Józefę, Kunegundę i Augustę.

Rodzicami jego byli Pałys Hiacynt  (zm. 1807.) i Wiklińska Elżbieta. Poszukałem kolejnych jego przodków i możliwe, że dziadkiem był Pałys Łukasz ślub w 1762 roku i pradziadek Pałysik Tomasz ślub w 1729.

Pałysowie najprawdopodobniej przybyli z Gnaszyna lub Bańbora - to nazwisko jest dość popularne w tym okresie w tych miejscowościach.

Niedziela 3 kwietnia 1921 roku

Wiosna. Drzewa pokryte pączkami, które rozwiną się lada dzień. Pełne soczyste pączki wezbrane od soków żyworodnych, nabrzmiała zawartem w nich życiem, siłą młodzieńczą, siłą życia.  Pogoda od połowy marca – przecudna. Tak ciepło i tak ożywczo, i tam ….., tęskno! I w Polsce wiosna; zawarcie pokoju z Rosją dnia 18 marca 1921r. uchwalenie konstytucji i przyłączenie się Górnego Śląska – w tymże czasie  - to zapowiedź wiosny w odbudowaniu i powstaniu ze stuletniej przeszło niewoli naszej drogiej Ojczyzny. Granice ustalone – praca wewnętrzna wysuwa się nareszcie na plan pierwszy. Do pracy więc obywatelu Polaku i ty obywatelko Polko, kobieto polska! A ja co robię? Nic. Bo przecież 3 godzinne „studia” na kursach i „pomaganie” w domu mamie – pracą nazwać nie można. To tylko spędzanie czasu – powiedzmy szczerze. Lat 20 kończę za parę dni i jeszcze nie umiem zapracować na swoje utrzymanie! Wstyd, potrzykrotnie – wstyd! Tak mi ciężko chwilami, i tak mi beznadziejnie smutno! Najpiękniejsze lata w otchłań czasu zapadają się z każdą chwilą, młodość pędzi na skrzydłach tylko lotnych, energia młodzieńcza zamienia się w „dobre wyglądnie” – to jaka ja? Dotąd nie mogę pracy znaleźć i nie umiem jej szukać – takam niezaradna. Tak mi wstyd i ciężko! I wiem, że najwięcej w tem mojej winy. Taka niedołęga życiowa. ….., A jednak nie tracę nadziei, że zmieni się wszystko, że muszę być inną, gdy zechcę naprawdę. Upokarzają mię bowiem jeszcze te starania o pracę. Trzeba mieć tyle odwagi i czelności – a ja nie mam. Czysta niedołęga – mówią mi wszyscy i mnie tak przykro a jednak, …..sama rację w duchu przyznaję – ale to nie zmniejsza przykrości, raczej zwiększa.  ….. Tyle miesięcy zmarnowanych – czyż prawda, że nie ma tego złego, które by na dobre nie wyszło? Kto mi zwróci one zmarnowane chwile, co ja skorzystałam z tego czasu? Niewiele – sądząc najłagodniej. Czytałam trochę  -  myślałam  -  dojrzewałam – chociaż miałam już świadectwo dojrzałości! Ale to prawie nic nie znaczy. Moi najbliżsi i życzliwi mi – umieją perony prawić sążniste – więcej nie. Liczyć muszą tylko i wyłącznie na siebie – tylko ja sama jedna muszę wynaleźć sobie byt i naukę dalszą. I podołać muszę – inaczej cóż będę warta? Rok ten  - to próba mojej zdolności życiowej.

Logowanie