Sobota 7 listopada. W środę 4 listopada były wybuchy mostów podminowanych przez Niemców. Dziś zbudził nas huk wysadzanych mostów. Trwało to cały dzień. Areoplany krążyły na miastem. W "Głosie Ludu" pisze, że w Częstochowie bitwy napewno nie będzie. Najwięcej ucierpią Kalisz i Sieradz i.t.d. Niemcy potrochu się cofają do Prus. Słyszeliśmy w tygodniu strzały armatnie gdzieś daleko, które syn Rasfera nazwał "kamieniami po płocie". W czwartek byłe wieczorem Urzędowska i opowiadała że "Ameryka, Afryka, Azja idą do polski" mama i ojciec przytakiwali, a ja dusiłam się od śmiechu. Rozmawiając o  (niewyraźnie) mówiła że jakaś kobieta zobaczywszy ornat całując go ugryzła dwie perły które jej odebrali. Szlązaki służące w wojsku niemieckim mają przysłowie "tyn un, ta una, pirun". Otóż jeden szlązak kupił kupił czarnej kiszki zwanej "Kadryl" i przynosząc zonie rzekł "Masz matko usmaż te piruny". Kobieta pokroiła, pozostawiła do smażenia i poszła doić krowę. Mały chłopiec siedzący przy piecu zawołał "Mamo jeden pirun pękł!"  "A ty psio duszo już umiesz kląć" zawołała matka i rzuciwszy mleko zbiła syna. "Żeby ci wszystkie piruny popękały to nie zawołam!" zawołał płacząc malec.

Książki  przeczytałam, palta jeszcze nie mam.

za 3 minuty 4g. popoł.

 

O tym jak wypełniłam kolorami postać bezbarwną

Wprowadzenie

W ciepłe wrześniowe popołudnie schylałam się i podnosiłam z ziemi kasztany. Stawiałam kroki bez określonego kierunku, trudno to nazwać spacerem, to było moje kręcenie się bez celu po wzgórzu jasnogórskim. Ogrzewałam w cieple wrześniowego, popołudniowego  słońca swoje myśli po rozmowie z ojcem Nikodemem i Panem Remigiuszem Pośpiechem. Serce jak z ołowiu ledwo mieściło się w moim wnętrzu, przeżycia dnia poprzedniego stały się ciężarem czekającym na rozładowanie. Upust emocji dają kasztany zbierane w tym miejscu, zbieranie jest rodzajem medytacji i szukania uspokojenia. Podchodziłam z kasztanami w ręku pod górę Claromontana, zbliżałam się pod mury bastionu, wracałam wzrokiem do wieży kościelnej z zegarem CZASU. Ulica Wieluńska została za moimi plecami, domki od pierwszej majowej wizyty tkwiły w tym samym barwnym układzie. Zmieniły się kolory drzew, zieleń z wrześniem straciła świeżość wiosenną, w najwyższym punkcie ulicy dorodne stare drzewo obsypało się czerwonymi okrągłymi owocami. Liście traciły chlorofil delikatnie, bez pośpiechu opadając na ulicę. Zwiastuny jesieni nadchodziły nienatarczywie, a ciepło rozchodzące się leniwie na ulicy Wieluńskiej prowokowało do wypicia kawy przy jedynym wystawionym stoliku w cukierni „Jagodziński”. Bez dowodów na piśmie przyjmuję za każdym razem, że piję kawę u prapradziadka Teofila Fertnera, w jego cukierni XIX- wiecznej. To taka gra, złudzenie wspomagające pewność do bycia we właściwym miejscu. Dowodów na istnienie cukierni na ul. Wieluńskiej nie znaleźliśmy, powiązania z miejscem są tylko prawdopodobne, nie mniej bardziej pewne niż Stara Częstochowa i jej ulice.

Poniedziałek 2 listopada 1914 r. Pogoda dzisiaj śliczna. Mama była z rana w kościele i dała za dusze zmarłe pieniędzy. Wczoraj było wszystkich świętych i dosyć było zimno. Ada była, przyniosła mi "Młodzi w 5-ciu częściach świata" El. Bertheta i "Sfinks lodowy: J. Vernego. Ada dała mamie 3 ruble dla mnie na palto. Prawdopodobnie będę je mieć w tym tygodniu. Niemcy wrócili z pod Warszawy ponieśli tam podobno klęskę, Ruscy wysadzili w powietrze wojska niemieckie. W Często- chowie nędza aż piszczy. Wszystko drogie dwa razy jak dawniej.Dzisiaj była u mnie Hela Pabichowska po południu.

Wróżka francuska p. de Thebes przepowiedziała, że wojna skończy się za dwa miesiące 15 stycznia 1915 r.

godzina po 3-ej 15 minut.

Czwartek 29 października 1914 r . Dzisiaj rano zbierali po ulicach mężczyzn do sypania okopów. Było to bardzo zabawne mama mi o tem opowiadała. Idzie, np. kilku młodzieńców. Wczas woła niemiecki oficer "Halt". I zawraca ich ku magistratowi. Oni się tłumaczą, ale to na nic nie pozwala i zabierają. Dalej znów szedł stary żyd z workiem na plecach i jego zabierają. Przyszli do iglarni, ale tu już wiedzieli, maniek właśnie był w kantorze to się schował  czem prędzej za szafę. Nie zauważyli go o umknął do ogrodu. Teraz nie ma żadnego mężczyzny na ulicy - pochowali się. O godzinie pół do 4-ej wysadzili most kolei żelaznej od Sosnowca, bo teraz właśnie są ruscy, idą ku Częstochowie. Wczoraj widzieliśmy 5 areoplanów. Jeden szczególny dwupłatowiec z czarnymi krzyżami na skrzydłach leciał dość nisko nad rzeźnią. Zdawało nam się, że napewno rzuci bombę.

Wtorek 27 października W niedzielę  z Jadzią od Doktorów byłam zobaczyć most zburzony przez rosjan na odchodnym. Straszny ! cały żelazny wzniesiony ku górze, robił wrażenie jakiegoś potwora, który, zamierza skoczyć na zdobycz. Wszędzie, na ulicy, w domu, gdzie tylko stanie kupka ludzi mówią o wojnie. Najwięcej w domu postępami wojny interesuje się ojciec. Z Olesiem, z mamą, z Józkiem i ze mną ciągle mówi tylko o tem. Oleś powiedział miedzy innemi o rozmowie z ojcem: "Wojna europejska trwać może cały 1915 rok. Wtedy zapanuje cholera i różne choroby, nakoniec wybuchną międzynarodowe rewolucje, wszystkich cesarzy i władców mogą wziąć diabli i utworzy się Europejska Republika. Nie obejdzie się. bez duży ofiar z ludzi".  Goniec pisze, że w rosyjskich gazetach donoszą, że jeśli zwycięży Rosja  odbędzie się rozbrojenie Europy.

Po obiedzie wyszłam z Heleną Jędrzejewską Lotka Gutze i małą Konia przejść się. Spotkaliśmy Tadka Białkowskiego którego mi Hela przedstawiła. Z Zosia Dobrowolską rzadko się widuję. Umyłam dzisiaj w kuchni podłogę - dałam mamie do czytania "Precz z orężem" Berty baronowej Luttner, która mama czytuje co wieczór i wszystkim się niezmiernie podoba.  Ja czytam różne przeczytane książki. Józek przychodzi co wieczór.

w pół do 5-ej, za 5 minut wieczorem

Rozmowa z ojcem Nikodemem na Jasnej Górze, we wrześniu tego roku przewróciła moja wiedzę na temat początków życia Fertnerów w Częstochowie. Czuję się w obowiązku rozpoczęcia opowieści o rodzinie niezwykłej, mojej, ciągle dla mnie tajemniczej. Wszelkie znaki zapytania  wymuszają kolejne kroki, skłaniają do myśli namiętnej, by zapuścić się w podziemia Klasztoru za przyzwoleniem mnichów i otworzyć stare księgi, skoroszyty i pudła z dokumentami.

Chciałabym otworzyć skrzynie zamknięte na wielkie kłódki. Pragnę pokryć się kurzem i zniknąć na pewien czas dla świata. Niewiedza jest udręką dla człowieka, który wie za dużo, a za mało by odpocząć i zatrzymać się w poszukiwaniach.

Czwartek 22 października 1914 roku. W tutejszych gazetach piszą ciągle o zwycięstwach Niemców, ani jeden atak żeby nie był odparty, wszędzie zdobywają. Piszą o ciągłych porażkach rosjan, a swoich ani słowa.

W niedzielę była Ada i przyniosła mi "Ciekawe obrazy z życia ludów" J. Popławskiego i "Pobyt w pustyni" Meyne Rejda. Zosia pożyczyła mi "Szamana Inkasów" C. Normanda, Zosia Czerwińska "Starohorski filozof" Szmilowskiego. Obie książki - prześliczne. Józek codzień przychodzi do domu. Oleś tylko w niedzielę. Palta i kapelusza jeszcze nie mam. Pani Słowikowska założyła przy gimnazjum wykłady dla uczennic. Ja nie chodzę. Bo i po co? Uczę się troszkę w domu z polecenia Ady. Przyjechał na urlop Teofil Urzędowski jest podobno podoficerem. Zygmunt chwalił się "że brat był 5 razy w boju".

Był 15 października dzień kokardki na rzecz Polskich Legionów, sporo zebrano pieniędzy. Strzelcy żyją z tego co im ofiarują. Ada opowiadała, że ojciec pani Okuszko, pan Głuchowski mówi, że niektórzy przynoszą srebra, biżuterię, bieliznę, ręczniki, i.t.p.

Pan Gołuchowski jest komisarzem na Częstochowę strzelców.

Dopisuje to w piątek 23 X 1914 Po 4-tej 15 minut.

Niedziela 11 października. Wojna się ciągnie, przebąkują coś o rezultatach po dwuch tygodniach. – Pisze tak dawno a jeszcze nie opisałam naszego mieszkania. Mieszkamy naturalnie w Częstochowie, Rzeźnia miejska skrzynka No 50. Mamy oddzielny domek zaraz prawie przy bramie ocieniony od ulicy akacjami. Składa się z sieni kuchni i dość dużego pokoju. Wszedłszy do sieni - na prawo – kuchnia, a prosto – pokój. Pokój ma trzy okna wychodzące na podwórko, obszerne wybrukowane, są trzy trawniki i jeden pod oknami zasadzony mnóstwem akacyjek. W pokoju stoją cztery łóżka, dwa drewniane mamy i moje i dwa żelazne Olesia i dziecinne, komoda ogromna nad nią obraz M.B.Cz. z lampką, szafa obok mego łóżka, kosz Ady i pośrodku stół z czterema krzesełkami. Ogromny piec kaflowy przy ścianie lustro, zegar i lanszaft z widokiem z nad morza, oraz pozapełniane szuflady – dopełniają umeblowanie. – Urodziłam się w Radoszewicy gub. Piotrkowskiej, na wsi w roku 1901, 6 kwietnia w wielką sobotę rano o 6-ej. Rodzina nasza składa się z 9-ciu osób: ojca Jana Słomki i mamy Wiktorii z Ziętalów oraz 7 dzieci  najstarsza jest Władysława (Ada) 25 lat i ja 14 lat w kwietniu 1915 i pięciu synów Aleksander 20 lat, Marian lat 18, Józef lat 16, Kazimierz 12 l i Tadeusz lat 9. Żadne imiona, nieprawdaż? Ojciec jest ogrodnikiem i portierem bierze 25 rb miesięcznie. Pensja nie tęga, lecz mama bierze ogrody w dzierżawę i handluje. Oleś jest w składzie aptecznym Poplowskiego, Ada ferblanką na Rakowie u.p. Okuszków, Józio w składzie Klimkiewicza, ja na pensji (obecnie w domu), a reszta w domu. Czy dość napisałam przez pół godziny.

Za 15 m. 5-ta po poł.

Poniedziałek 5 października. Nie mam zimowego palta i do kościoła nie mogę chodzić bo już zimno. Ada wczoraj była, w czwartek przyniosła wstawkę zaczętą na filcu i wyszywałam dalej sama.

Przyjechało do Częstochowy kilkudziesięciu strzelców polskich, którzy zbierają ochotników do legionów. Przyjechał też Wacław Sieroszewski powieściopisarz i ma odczyty. Oleś przyniósł wczoraj urzędowy dziennik strzelecki w którym są odezwy do ludności żeby szli do ochotników "Chcemy zbawić Ojczyznę wyzwolić i bić Moskala, wierzymy nasz sprzymierzeniec - Austria" prawi owa odezwa. "Bardzo dobrze" - mówi Oleś, "chcecie wyzwolić ojczyznę, lecz po co to trzymać z Niemcem?" (Austrię nazywają służką Niemiec). - "Niemiec odwieczny nasz wróg. Jeżeli macie zamiar domagać się na Kongresie praw w Wojsku Polskim, to trzeba nie trzymać z jedynym wrogiem całej słowiańszczyzny - Prusem, przeciw Rusowi, trzeba starać się wygnać obu wrogów". Ja mówię zwycięży Rosja. Wszyscy już znienawidzili Niemców, gdyż strasznie grabią i niszczą.

teraz jest za 5 m. 12 w południe idę na obiad.

Sobota 3 października 1914 r. Spokojnie, Żywność bardzo droga. Barak soli. Jest sól zupełnie czarna po 5 groszy i 12 groszy. Ja zamiast zmizernieć utyłam, twarz mam szeroką jak donica- tak twierdzą w domu. - Ada była u nas w czwartek 1 października przyniosła mi  "Na oceanie Antarktycznym" A.de Gerlache i "Walka Północy z Południem" Jul. Vernego.

Mama zgasiła lampę i nie mogę pisać dalej.

Logowanie