Wiek, Nr 257 z 4(16).11.1883, s. 2
Korespondencya „Wieku”
Z Częstochowy
W ślad za innemi miastami i Częstochowa przechodziła rozmaite gorączki. Panowała swego czasu gorączka urządzania gwiazdki dla biednych dzieci, przez bardzo dobroczynne osoby, ale wnet zgasła – okazała się później gorączka maskarad, które musiały upaść; złota gorączka, skutkiem podcięcia skrzydełek, zeszła prawie na 37½ stop. Celsjusza, a teraz w całej pełni wybuchła gorączka budowania nie tylko domów, ale głównie i przedewszystkiem fabryk. Stare fabryki, jak młyn wodny i parowy razem z fabryką bibuły istnieją jak istniały, ale ileż to przybyło i przybywa; kilka lat już egzystuje fabryka mebli giętych, obecnie należąca do Towarzystwa wiedeńskiego, która wielkie transporta wysyła do Cesarstwa; dalej tartak, własność p. Goldsteina, z Katowic, tuż przy kolei Warsz. – Wiedeńskiej, opatrzony niemieckimi napisami i starający się wszelką mu przez parę udzieloną siłą wytępić najpiękniejsze drzewo z lasów, darowanych byłemu ministrowi p. Grejgowi; bale, krokwie, wszystko to pędzi „nach Stetin und Danzig”. Kto tak, jak piszący te słów kilka, przypatrywał się temu prawie nieskończonemu rzędowi z najpiękniejszym budulcowym drzewem, tak gęsto idących za sobą, że czasami po 5 lub 6 minut trzeba było czekać, aby móc przejść w poprzek ulicy, i kto tak to widywał, z małemi przestankami, niemal co dzień, temu się z pewnością łzawo robiło, ten przychodził do przekonania, że jeszcze w przyszłości, my od nich, nie na kubiki, ale na funty drzewo kupować będziemy. Dziś już, jaka to hardość i arrogancya! – chcesz, biedny człowieku, kupić sobie kilka desek i pójdziesz na tartak nie umiejąc po niemiecku, to cię potraktują jak jakiego przybłędę; - zwykle dzieje się w świecie tak, że im dłużej znajduje się w obcym żywiole, tem więcej się nim przejmuje, oswaja się z obyczajami, językiem itd., tymczasem tutaj dzieje się wprost przeciwnie; znam takich, którzy po pierwszych trzech latach pobytu, jako tako mówili po polsku, obecnie coraz to gorzej mówią, tak, że już teraz trudno ich rozumieć; szczotka, ciotka, siatka, to wszystko jest szotka.
Ale opuśćmy to smutne miejsce zniszczenia i zwróćmy się do przemysłu naszego, krajowego. Niedawno temu, bo rok dopiero, powstała tu fabryka guzików, p. Grossmana, która wyrabiając swój produkt, z materiału w kraju pod dostatkiem się znajdującego, w sposób niegorszy niż za granicą, nie opłacając cła, sprzedawać może taniej i wstrzymuje bogacenie się niemieckich kieszeni. Tak samo rzecz się ma z fabrykami znajdującymi się w trakcie budowania; i tak, fabryka nici, sznurów itd., do której założycieli należy wyżej wspomniany p. Goldstein, oraz tutejsi obywatele Oderfeld i Oppenheim; następnie buduje się także fabryka igieł i szpilek, dalej fabryka p. Fuchsa Juliana, która w niedalekiej już przyszłości, wyrabiać będzie drewienka do zapałek, oraz sztyfty do obuwia. Największą jednakże fabrykę, na wielką skalę, stawia p. Kronenberg, właściciel Błeszna; będzie to fabryka wyrobów lnianych, przędzalnia itd., kosztów, jak widać, tu nie żałują, ma to być lukratywne ale i piękne. Widzimy tu dach kryty dachówką, której tysiąc, bez układania, 50 rs. kosztuje; są tacy, co utrzymują, że przez tę dachówkę deszcz przecieka – ale to pewnie złośliwi ludzie. Przed kilku tygodniami, przybyło dla tejże fabryki z zagranicy, koło rozpędowe, w dwóch częściach; jedna część, mimo swego olbrzymiego ciężaru, dostała się szczęśliwie na ziemię; przy windowaniu zaś drugiej części, winda się zerwała i druga część, spadłszy na poprzednią, pękła.
Strata wynosi około 5000 rs. i całe szczęście, że… no! że za pieniądze zrobią drugie koło. Na uznanie ze wszech stron zasługuje maksyma, jaką się administracya tejże fabryki kieruje, a mianowicie, że nie dopuszcza żadnych cudzoziemców i siły jej potrzebne rekrutuje wyłącznie z krajowców; przykład godzien naśladowania, nawet w takiej samej fabryce jak niniejsza. Do ukończonych już fabryk, należy dalej fabryka zapałek szwedzkich Gehlicha i Hurha, która jakkolwiek dopiero rok istnieje, ale na żółtych etykietach pudełek już posiada medale, pod któremi widnieje polski podpis: „Gehlich i Hurh w Częstochowie”.
Oprócz fabryki bibuły, o której na początku wspomniałem, jest jeszcze druga fabryka papieru różnokolorowego; wprawdzie to biedactwo, niedługo po urodzeniu, spaliło się, ale teraz proszę patrzeć, jak się wygoiło, ani znaku oparzelizny; widocznie zdrowa krew, rana prędko się goi. Do przedsiębiorstwa bliżej miejscowych potrzeb dotyczącego, należy niedawno, bo dwa czy trzy lata temu założona, fabryka pieców, od zwyczajnych począwszy, do najgustowniejszych i drogich; wyrób doskonały, wykończenie staranne, i dlatego nie mający żadnej konkurencyi. Że Częstochowa zakrawać zaczyna na inteligentne miasto, to dowód w tem, że posiada trzy księgarnie i dwie drukarnie – jedna nawet parowa, tylko że nie jest jeszcze czynną, lecz będzie dopiero mniej więcej od 1-go stycznia 1884 r.
W samym środku alei wznosi się duży, dwupiętrowy budynek, szczytem do alei, a w tym szczycie, aż het ponad dachem, wznosi się komin, wcale nieskromnych rozmiarów, który niezadługo zionąć będzie iskrami i dymem; i maluczko, a przyjdzie czas, kiedy ludzie częstochowscy rzekną: otóż, mieliśmy kurz, kiedy deszczu nie było, a mieliśmy błoto gdy był deszcz; maluczko zaś, a będziemy mieli dym i woń jego, aby nie tylko płuca i oczy, ale i nosy nasze miały swoją satysfakcyę. Przezacny Eolu, przyślij nam Boreasza na stałe mieszkanie, inaczej bowiem będzie wielkie zaćmienie pomiędzy drzewami i domami, a wszelki człowiek ratować się będzie ucieczką i zamknie szczelnie za sobą drzwi i okna.
Ale nie na tem jeszcze koniec; pomijam już niedawno otworzoną fabrykę „Halek” i fabrykę torebek papierowych, z wydrukowanymi napisami firmowymi p. Łęczyckiego, ale jakże pominąć przybytek, w którym warzy się napój Gambrinusa. Dotychczas siła ludzka i koni wystarczała wymaganiom publiczności dziś już tego za mało, i otóż, wznosi się nowy komin, a parowa maszyna zastąpi ręce ludzkie i siłę koni. Tak więc browar podnosi się w swojej wartości, i czekać tylko należy, czy i piwo w tymże względzie się podniesie.
To Częstochowa, pod względem materialnym – a teraz przypatrzmy się jej, choć pobieżnie, pod względem duchowym.
Mamy, co prawda, już sześć klas w naszem przyszełem gimnazyum – młodzież tłoczy się gwałtownie i mimo równoległych wstępnej, pierwszej, drugiej i trzeciej klasy, dużo z kwitkiem dla braku miejsca, odejść musiało; smutno to bardzo, ale smutniejsze to, że około 40-tu uczni uczęszczających, dotąd wpisu opłacić nie było w stanie. Znalazł się wszakże Bodouin, który bez rozgłosu i chęci błyszczenia w sprawozdaniach, zajął się tą biedą i urządził na ich korzyść teatr amatorski, z którego dochód dość znaczny ale jeszcze niewystarczający, dla nich przeznaczony został. Kto wie co to znaczy na prowincyi w małem miasteczku zebrać harmonijne kółko amatorów, to mu się zimno robi na wspomnienie takiego przedsiębiorstwa, zwłaszcza jeżeli z dochodu nie uroni się grosza, choćby na… karmelek. Dochodzi mnie wiadomość, że przedstawienie teatralne amatorskie, w tych dniach, na ten sam cel, ma być powtórzone, naturalnie, za staraniem tegoż samego przyjaciela młodzieży. Szczęść Boże!
Prywatnych szkół, ale tylko żeńskich, w Częstochowie nie brak; jest kilka czysto żeńskich i jedna mieszana, tj. taka, w której obie płcie są reprezentowane, ale pod egidą płci żeńskiej.
Już to na bułce, bochenku chleba, tasiemce, bucie i tysiącznych podobnych rzeczach, to lada kto się pozna, ale na nauce tylko taki, kto sam naukę posiada, a ponieważ przeciętny częstochowianin nie grzeszy pod tym względem, stąd peregrynacya od Kajfasza do Annasza zależy od tego, gdzie kogo wiatr zapędzi.
Lux.