Czwartek 6 sierpnia 1914 We środę 5 sierpnia 1914 roku t.j. wczoraj była Ada ze swoją wychowanką. Grażynka skończy 3 lata, tłuściocha i pieszczocha. Były obie od 4 ej do 8 ej. Potem pojechały z p. Okuszko do Rakowa. Przeczytałam w „Gońcu”, że gimnazjum p. Kozikowskiej przyjmuje uczennice i lekcje od 29 sierpnia 1914r. – P.p. Dobrowolscy z Mietkiem, Zosią i Tadziem przyjechali dzisiaj furmanką. Na wieczór około 6 ej była burza, deszcz, grad i wiatr straszny wariowali przez parę minut. Po tej burzy przyszło z rzeźni 5 żołnierzy powiedzieć żeby w nocy nie palili światła, chcieli zobaczyć most wysadzony na Wiedeńskiej i kasjera syn p. Miecio ofiarował się ich zaprowadzić. Poszli. Kasjerowi myślała, że go zabrali i zaczęła płakać. Wysłała męża, żeby za nim poszedł. Powiedział mu, że zaraz przyjdzie i żeby się nie martwili. Lecz ona nie chciała wierzyć i kazała się córce ubrać i siebie też. Strasznie spłakana, tylko już jęczała i wyszła przed bramę. Urzędowskiej dalej skakały koło niej; to latać po niego (syna) to jej (nieczytelne). Dziwny ma charakter, że nie dała się uspokoić. Na koniec po kilku (nieczytelne) zemdlała. Syn w najlepsze siedział w piwiarni i na wszelkie wołania odpowiadał „oszaleje czy co? Idźcie do diabła?”. Janka poleciała po amoniak, ja przyniosłam wody i krzesło. Cuciły ją p. buchalterowie Jędzrzejewska, Hela Urzędowską, Janka, i jej córka Anusia Czerwieńska. Ledwie ja docucili zaczęła wołać „Mieciu, ratujcie Miecia”. „Niech pani nie rozpacza” powtarzała Janka raz za razem. Koniec, końcem p. Miecio przyszedł i śmiejąc się poszedł za mdlejącą matką do domu. Janka się oburzyła, co to za syn, że matka umiera, a on tam siedzi. Nie ma się, co dziwić, bo czego rozpaczać. Już idę spać.

Na tym wpisie kończy się I tom pamiętnika

 


Logowanie