Piątek 4 grudnia 1914 r. Żyjemy w niepokoju, żeby czasem nie kazali nam się wynosić gdzie z domów. Opowiadała mamie pani Hermanowa jak im się kazali wyprowadzić: "Mieszkaliśmy w białej, mając zamiar przepędzić tam zimę. Mąż przysposobił drzewa, torfu, mieliśmy trochę cukru, kaszy, herbaty, kartofli itp. Naraz zaczęto kopać okopy przez wieś. Myśleliśmy, że tylko przez górną część będą kopać, aż tu przychodzą żołnierze i oficerowie polecając w tek chwili się wynosić. Chcieliśmy zabrać zabrać choć coniebądź ale oni mówili nam - Nie bójcie się nic wam nie zginie. Tak więc zabrawszy trochę bielizny i różnych drobiazgów przywędrowaliśmy do Częstochowy. Po kilku tygodniach mąż poszedł do Białej. W naszej chatce rzeczy potłuczone, połamane.... Stała wielka politurowana szafa z ubraniem i drogiemi książkami,..... rozkradli ją, żakiet kosztujący 80 rb gdzieś sprzedali, a książki wyrzucili na gnój."  Takie się słyszy ciągle o gospodarce Niemców. Ja się tez boje o moje książki, ale nie wiem dlaczego, zdaje się, ze się nie ruszymy z domu. Bób by to dał! - Przez cały tydzień miałam co czytać mając od Olesia "Tajemnice Krakowa" Kropidelka, "Banita" Kraszewskiego, od Ady "Gdziem nie był, com wycierpiał" Bogusławskiej, "W obozie i w ogniu", "Dni polityczne" Wejsenhoffa, "Nowożytny Herkules", "Światy nieznane" Flaminowicza, od Zosi "Tajemnicza wyspa" Wernea, od heli Jędrzejewskiej "Krzyżacy" Sienkiewicza. Mam zamiar urządzić mała choinkę dla nas. Kazio mi ją dostarczy, Józek przyniósł 6 świeczek a ja na ten cel zbieram składki, mam 15 kop. Żeby choć z 40 kop. Z lasów ciągle to wiozą, to wleczą, to noszą drzewo. Pisząc to siedzę przy stole, maja na przeciw siedzących przy piecu mamę czytającą Gońca i ojca trzymającego drzemiąc świeczkę. Przedemną stoi kałamarz i lampka oliwna. Po prawej stronie siedzi Józek czytając "W ogniu i obozie", po lewej stronie leży chleb. Teraz jest wieczór dzień mamy b. krótki.

Godzina punkt 1/2 10-ej.


Logowanie