Poniedziałek 25 maja.
„Ostatni dzień” Ostatni dzień! Dzwoniło mi w uszach przez cała drogę. Rozpuszczone dziś zostałyśmy na wakacje. O jak wszystkie uczennice się cieszyły, że już wakacje! Ta wyjeżdża na wieś, ta do Warszawy, tamta znów do Szwajcarii O Boże! Jak one się cieszą, że już koniec, że mają swobodę, na te parę miesięcy.! Ja przeciwnie, smutno mi się robi, jak wspomnę sobie, że całe lato muszę gotować, zmywać, myć podłogi, a tu ani jednej książki, ani  pisma i siedzieć w tym kurzu, słuchać ciągłego turkotu. Zośka wyjeżdża do Ojcowa „pisemko” zabiera tam, z sobą. Lekcji prawie jakby nie było. Na ruskim nam czytała Rosjanka, na Niemcu przodowała Niemka, na artmie cały czas dokazywałyśmy i rozmawiały z nauczycielem na różne języki. Mówił nam, że,… że nie będzie. Wszystkie zaczęłyśmy go żałować i tak krzyczeć, że musiał zatkać sobie uszy. Kaplewicz aż się popłakała. Na pauzach dawała jedna drugiej adresy i było słychać ciągłe „Pisz karty, listy, często  proszę Cię”. Ja dałam i dostałam kilka adresów. Jedna francka nie darowała nam tej ostatniej lekcji, pytała ciągle i kazała powtarzać kilkanaście słyszane i objaśniane prawidła. Nie słuchałam wcale, tylko  spoglądałam na irytująca się co chwila Olgę Michałowie. Rozdawała dziś A.N. cenzury. Ja nie dostałam. bo mi zabrała przełożona, za to, że nie dopłacono 30 rb. A.N. powiedziała mi, że mam same piątki i stopień pierwszy nagrody. Nagród u nas nie dają, bo to pensja z prawami. Gdy po zapytaniu o dziennik, kiedy dostanę A.N. powiedziała mi, że u przełożonej jest, chociaż byłam na to przygotowana, o mało nie wybuchłam płaczem tak mi się zrobiło przykro. Zaledwie zdążyłam zapanować nad sobą. Wyszłam pożegnawszy się z kilkoma uczennicami z Łuszczykiewicz. Byłam dziś u Zośki. Thadka chory. Miałam z nią trochę lekcji zrobiła dwa zadania i napisała dyktando. Przeczytałam „pisemko”. Najwięcej podobało mi się „Słoneczko” Bojnowej.

25 m. po 10 godz.


Logowanie