Kilka dni temu, 11 listopada, obchodzilIsmy sw. Marcina. Ponizej, cd kulinarnych zwyczajow naszych przodkow:
(...) W 1932 r. krakowski dziennikarz Ludwik Tomanek w "Ilustrowanym Kuryerze Codziennym" opisywał staropolski zwyczaj jadania gęsiny na 11 listopada. Przytaczając legendę o gęsiach, które uratowały Kapitol, jak i uczoną wersję, że konsumpcja smacznego ptaka w dniu św. Marcina to pozostałości germańskiego kultu Wotana, stwierdził rozbrajająco, że "mniej to nas dziś obchodzi, grunt, że gęś jest na stole, roztaczająca zapachy, przyprawiająca łakotnisiów o rozkoszne mdłości".
Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej
Istotnie, gęsi jemy od wieków. Międzynarodowe uznanie polskie ptaki zyskały w XIX w. (w zaborze pruskim hodowano ich miliony). Już po odzyskaniu niepodległości, w 1931 r., jedynie przez stację Zbąszyń przejechało do Niemiec 1 280 000 ptaków. Przed wojną nie było szanującej się knajpy, która w sezonie nie podawałaby gęsiny. Dziś, mimo że Polska jest największym producentem gęsi w Europie, jadamy jej mało. Prawie wszystko idzie na eksport. Dzięki akcjom promocyjnym - takim jak np. nadchodząca kolejna edycja "Gęsiny na św. Marcina" - spożycie gęsiny powoli rośnie. Za najsmaczniejszą uchodzi gęś owsiana z Kołudy Wielkiej (kujawsko-pomorskie). Stosują tam naturalne metody chowu, ekologiczne pasze i nowoczesną zootechnikę. Owocem jest świetny produkt o wybitnych walorach smakowych. Niestety, w Krakowie o niego niełatwo.
Gęsie piersi lądowały w śmietanie
Najstarsze receptury, choćby z "Compendium Ferculorum" Czernieckiego, przybliżają tamte metody przyrządzania. Są wśród nich i zimne przystawki z gęsiny natartej rozmarynem, majerankiem, gotowanej (w serwecie) w winie. W XVIII w. nieodłącznym elementem wielkich uczt była "gęś czarna".
"Opis obyczajów" ks. Kitowicza daje barwny opis. Kucharz musiał upalić wiecheć słomy na węgiel (palone siano to od kilku lat "trendy dodatek" w restauracjach - jak widać, nie taki znów nowatorski). W niedostatku czystej słomy wiecheć bywał wyciągany naprędce przez kucharza z własnego buta (!), a po upaleniu zmieszany z miodem, mocnym octem, pieprzem i imbirem. W XIX w., oprócz klasycznego nadziewania gęsi jabłkami (nb. Gruszecka, autorka "Ilustrowanego kucharza krakowskiego", nie ceniła jej, twierdząc, że jabłka przechodzą odorem gęsi i lepiej jest ptaka nadziać czymś innym), faszerowano ją też kiszoną kapustą, kaszą czy kasztanami.
Gęsie piersi lądowały w śmietanie, zaś z siekanego mięsa z udek robiono wędzone kiełbaski. Z kolei faszerowane gęsie szyje, kojarzone dziś głównie z kuchnią żydowską, nie były obce kuchni ziemiańskiej. Szły do nich wątróbki, słonina, a w zamożnych domach jeszcze trufle. Szyję zaszywano i gotowano w wywarze z warzyw. Pokrajana na plasterki była smacznym kąskiem, zwłaszcza z jakimś zimnym sosem - choćby tatarskim.
Mięso dodawano do galaret, a wątróbki do pasztetów i musów. Urzeka przepis Tesslara z początku XX w. na "rozpływnik" z gęsich wątróbek. Kucharz ten, lubujący się we własnych określeniach technik kulinarnych i dań, tak właśnie nazwał swoje gęsinowe smarowidło z wątróbek pieczonych ze słoniną. Po wystygnięciu ucierał je w moździerzu z koniakiem i maderą. Następnie dodawał tyle masła i parmezanu co wątróbki. Przyprawiał pieprzem cayenne, przecierał, po czym dolewał kremówki. "Rozpływnik" zastygał w specjalnej formie, z plasterkami trufli lub bez.
Utarzane w otrębach wędzą się półgąski
Wróćmy do kuchni czysto polskiej. Dawniej gospodynie wytapiały gęsi smalec (niepoślednią rolę odgrywał też w kuchni żydowskiej). Przyprawiony solą, pieprzem, majerankiem i winnymi jabłkami służył jako smarowidło do chleba. A na Kaszubach robiono okrasę, rodzaj pasty z gęsim mięsem. Surowe mięso z gęsi siekali tasakiem z tłuszczem (czasem z kośćmi), po czym trafiało do glinianych garów, zasypane solą. Nie mogło też wtedy zabraknąć krupniku na gęsich żołądkach, a na Kaszubach - zupy z brukwi na gęsinie. A na przeziębienie? Ciepłe mleko z miodem i gęsim smalcem.
Na osobny akapit zasługuje półgęsek, kojarzony dziś z rejonem kujawsko-pomorskim - bo tam najczęściej się go robi. Nie było w XIX w. książki kucharskiej, która by nie przybliżała tajemnic przyrządzenia tej pysznej wędzonej gęsiej piersi (półgęska nie brakło i w literaturze pięknej). "Utarzane w otrębach wędzą się półgąski w dymie, tak jak każda wędlina" - pisały dawne autorki. Jedne doradzały je zwijać i wędzić z goździkami, skórką cytryny, zielem angielskim, inne doprawiać jałowcem, rozmarynem, pieprzem - jak choćby w "Praktycznym kucharzu warszawskim" (1889 r.).
_____________________
AF
*** Zrodlo: :
krakow.wyborcza.pl/krakow/1,44425,191118...a.html#ixzz3rYqN32fQ